We Włoszech czas płynie inaczej. Wolniej, spokojniej, z większą uwagą na to, co naprawdę ważne – a więc na jedzenie! Dla Włochów posiłek to nie tylko sposób na zaspokojenie głodu. To rytuał, przyjemność i sztuka, która od pokoleń nadaje rytm całemu dniu. Od pierwszego łyka cappuccino o poranku po ostatni łyk wina wieczorem – każdy moment ma swoje miejsce, zapach i smak.

Kultura jedzenia na Sycylii – podobnie jak w całych Włoszech – bazuje na tych samych zasadach rytmu dnia i wspólnego celebrowania posiłków. Choć najmniej czasu spędziłam na północy, a dwa lata mieszkałam w samym sercu kraju – w Rzymie – trudno byłoby mówić wyłącznie o Sycylii. Pory posiłków i zwyczaje kulinarne są we Włoszech zaskakująco spójne, nawet jeśli różnią się lokalne smaki i akcenty. Dlatego nie ograniczam się tylko do południa – bo gdy mowa o włoskim rytmie dnia, granice między regionami niemal się zacierają.
Włosi żyją w rytmie kuchni – dosłownie. Rozkład posiłków we Włoszech to coś w rodzaju narodowego kalendarza, którego nikt nie śmie zignorować.
Dzień zaczyna się od colazione, czyli śniadania – lekkiego, słodkiego i szybkiego. Zazwyczaj jest ono spożywane wcześnie, między 7:00 a 9:00 – w zależności od indywidualnego rytmu dnia, zobowiązań zawodowych i tak dalej.
Obiad, czyli pranzo – spożywany jest zwykle od 13:00 do 15:00. To o tej porze właśnie zamykają się mniejsze sklepy czy punkty usługowe. 15-minutowa przerwa od pracy to za mało. Przecież nikt nie będzie jadł odgrzewanego w mikrofali lunch-box’a w pośpiechu. Ale o tym, dlaczego, to nieco później. ;)
Kolacja, czyli cena, spożywana jest od godziny 19:30-20:00, choć zwykle jest to po 20:00. To największy posiłek, który też trwa najdłużej. Zwykle jest kilkudaniowy, połączony z winem i zazwyczaj konsumowany w towarzystwie całej rodziny lub znajomych.
Osobista dygresja: Ponieważ mój partner pracuje w różnych, nie regularnych porach, nasi wspaniali sąsiedzi często przychodzą do nas lub zapraszają mnie, bo tak bardzo jest im mnie żal, że jeść sama – choć dla mnie to zupełnie normalne, ale gest jest zawsze przemiły. 🙂
Między głównymi posiłkami pojawia się przestrzeń na coś drobnego – spuntino. Włosi nie lubią chodzić głodni, dlatego około południa (między śniadaniem a pranzo) – lub po południu (między pranzo a aperitivo) sięgają po coś małego – kawałek focaccii, kanapkę, kilka oliwek, plaster sera lub słodką brioche.
W barach spuntini bywają też częścią aperitivo – wtedy mają formę małych przystawek, czyli stuzzichini. Mogą to być mini panini, oliwki, kosteczki sera pecorino, chipsy, orzeszki albo małe porcje sałatek z owoców morza.
Na południu Włoch – zwłaszcza na Sycylii – królują tu też przekąski uliczne (tavola calda lub rustici): w zależności od regionu, są to np.:
>> Więcej o sycylijskim street foodzie przeczytaj w tym artykule: Rosticceria siciliana – pizza i street food na Sycylii
Natomiast w Rzymie jest to zwykle pizza na kawałki, czyli pizza alla pala. Do innych przekąsek, które możesz spotkać w barach, należą m.in.:
Najczęściej cornetto (czyli rogalik) i cappuccino. Niektórzy ograniczają się tylko do espresso wypijanego w barze w trzy łyki, często na stojąco. Na Sycylii zauważyłam, że popularne w porze śniadania jest również... kakao. Tak, takie kakao, jakie pamiętamy z dzieciństwa – z mlekiem, na ciepło. Czasami z posypką, na przykład cynamonową. Przyznam, że nieco mnie to zaskoczyło i odkryłam ten zwyczaj dopiero po 3 latach, kiedy podczas remontu mieszkania stołowałam się w lokalnym barze. ;)
Dla Włochów kawa to punkt orientacyjny dnia. Rano pobudza, po obiedzie pomaga wrócić do rytmu pracy, a wieczorem – staje się pretekstem do rozmowy. Włosi mają dziesiątki rodzajów kawy:
a latem – granita di caffè (crema di caffè), czyli mrożony deser kawowy, popularny szczególnie na Sycylii.
Mimo to, do najpopularniejszych rodzajów należy oczywiście cappuccino i caffe espresso.
I to jest pytanie, które zadaje sobie prawie każdy turysta. O co chodzi z tymi wszystkimi reelsami na instagramie, transparentami i całym szumem wokół pytania – dlaczego Włosi nie piją kawy z mlekiem po południu?!
Otóż zgodnie z włoską tradycją kulinarną, cappuccino zamawia się do godziny 11:00-11:30. To umowna granica pory śniadaniowej. Cappuccio jest napojem kawowym typowo śniadaniowym i ma to też związek z trawieniem. Uważa się, że mleko jest po prostu ciężkostrawne. I to jest najbardziej powszechne wyjaśnienie. Inna teoria mówi, że dawniej, gdy mleko było pozyskiwane w godzinach porannych, po prostu tylko rano było świeże i zdatne do spożycia.
Pranzo, czyli obiad, to dla Włochów czas, by na chwilę zwolnić (nie, żeby wcześniej pracowali w jakimś pośpiechu, po prostu zwalniają bardziej... ;)). To właśnie wtedy czuć ducha la dolce vita. Nawet jeśli współczesne tempo życia w dużych miastach – takich jak Rzym, Neapol, Katania czy Palermo – wymusza kompromisy, dla wielu rodzin to wciąż najważniejszy moment dnia. Typowy włoski obiad składa się z kilku dań:
Na koniec owoc, deser i oczywiście – espresso. Czasami kończy się to na jednym daniu, ale w większości przypadków jest ich więcej lub np. drugie danie czy deser jest do podziału.
Ja uwielbiam gotować, więc my często jadamy pranzo w domu – nie oznacza to jednak, że sobie nie dogadzamy. :)
W niedzielę obiad nabiera wyjątkowego znaczenia. Podczas gdy w Polsce wielu myśli już o poniedziałku, we Włoszech wszystkie ulice i knajpy wypełnione są po brzegi, a rodzina spotyka się przy stole, który ugina się od lokalnych przysmaków. Dla Włochów niedziela to dzień szczególnej celebracji.
Warto od razu sprostować jedno: Włosi nie nazywają przerwy obiadowej „sjestą” – to zwyczaj charakterystyczny raczej dla krajów hiszpańskojęzycznych. We Włoszech mówi się o riposo pomeridiano, czyli popołudniowym odpoczynku, albo po prostu o pausa pranzo – przerwie obiadowej.
W mniejszych miastach i na prowincji sklepy oraz biura zamykają się między 13:00 a 16:00, a ulice nagle pustoszeją. To czas na krótki odpoczynek – tak, drzemka wciąż ma się tu dobrze, zwłaszcza latem. W wielu condomini, czyli zespołach mieszkalnych (od bloków po szeregowce), obowiązuje tzw. cisza popołudniowa. Wówczas całe osiedle ogarnia błogi bezruch – słychać tylko skrzypnięcie okiennic, które właśnie się zamykają, by zatrzymać słońce przed wdarciem się do środka.
W dużych miastach, takich jak Mediolan czy Rzym, tradycja riposo powoli zanika – nie tylko z powodu tempa życia, ale też przez wpływ turystyki, która nie zna przerw ani ciszy.
I tu zatrzymamy się nieco dłużej.
Jeśli zapytasz Włocha, czym jest aperitivo, nie powie Ci, że to po prostu drink. To część codzienności. Rytuał, który ma swoje zasady, historię i niepowtarzalny klimat. Aperitivo to czas między pracą a kolacją – zwykle od 18:00 do 20:00 – który poświęca się na spotkania z przyjaciółmi, zamawia kieliszek wina, Spritza lub Negroni i coś do przegryzienia. Nie chodzi o jedzenie, ale o bycie razem, o rozmowę, śmiech, muzykę i smak, który „otwiera” apetyt – dosłownie i w przenośni.
Samo słowo aperitivo pochodzi od łacińskiego aperire, czyli „otwierać”. I właśnie to robi – otwiera nie tylko żołądek, ale też otwiera wieczór. Tradycja ta narodziła się w średniowiecznych klasztorach, w których mnisi tworzyli lecznicze eliksiry z ziół i przypraw, a następnie w epoce renesansu, gdy pojawiły się pierwsze likiery i napoje „na trawienie”. Z czasem aperitivo zyskało nową tożsamość – stało się społecznym rytuałem, w którym alkohol i przekąski łączą się w coś znacznie głębszego: w styl życia.
Pierwszym znanym aperitifem był rosolio – słodki likier ziołowy, którego nazwa pochodzi od ros solis, „rannych kropel rosy”. Powstał w klasztorach jako środek na poprawę trawienia, ale szybko podbił serca dworzan i arystokratów, stając się „aperitivo di corte” – napojem serwowanym podczas królewskich przyjęć. Z biegiem czasu jego popularność przyćmił vermouth, aromatyzowane wino z dodatkiem piołunu i przypraw. Pierwszy vermouth stworzył w 1786 roku Antonio Benedetto Carpano w Turynie – i to właśnie wtedy rozpoczęła się nowoczesna historia włoskiego aperitivo.
W XIX wieku do gry wkroczyły bitters – Campari, Aperol, Cynar – napoje o gorzkawym, ziołowym smaku, które idealnie pasowały do rosnącej mody na spotkania w barach. Wtedy też narodziły się klasyczne koktajle: Milano–Torino, Negroni, Americano, Bellini i oczywiście Spritz, który – w swojej najprostszej formie – był połączeniem wina i wody gazowanej, wymyślonym przez żołnierzy austriackich stacjonujących w Wenecji. Dziś Aperol Spritz jest symbolem włoskiego lata – lekki, orzeźwiający, o charakterystycznym pomarańczowym kolorze, który podbija czerwień zachodzącego słońca.
W dużych miastach, takich jak Mediolan, Turyn czy Rzym, bary oferują tzw. apericena – połączenie aperitivo z lekką kolacją. Na stole pojawiają się stuzzichini: oliwki, sery, mini kanapki, focaccia, sałatki z owoców morza. Płacisz za napój, a bufet jest w cenie. Ale wcale nie chodzi o jedzenie do syta – raczej o smakowanie chwili, o dolce far niente, czyli „słodkie nicnierobienie”.
Każdy region ma swoje ulubione smaki: na Sycylii króluje wino Marsala, w Wenecji – Spritz Select, a w Turynie – klasyczny Vermouth di Torino.
Jeśli podróżujesz po Włoszech, pamiętaj: aperitivo to święty czas. W wielu barach obowiązuje niepisana etykieta – zamawiasz napój, a drobne przekąski są w cenie. Nie przychodź z nastawieniem na kolację, ale raczej na atmosferę. Najlepszy moment to godzina 18:30–20:00, zanim Włosi zasiądą do wieczornej kolacji. W małych miasteczkach rytuał ten bywa krótszy, w dużych – rozciąga się aż po zmrok.
To moment, w którym turysta zaczyna rozumieć, że we Włoszech nikt się nie spieszy. Aperitivo zaczyna się około 18:00 i trwa… aż się skończy – często nawet do 22:00. Nic dziwnego, że bywa tak obfite, iż potrafi całkowicie zastąpić kolację.
Po aperitivo przychodzi pora na cena – kolację. To właśnie wtedy Włosi naprawdę zasiadają do stołu. Kolacja zaczyna się zwykle między 20:00 a 21:30, choć na południu – zwłaszcza na Sycylii – często dopiero po 22:00. Ulice wypełniają się rozmowami, restauracje i trattorie pękają w szwach, a powietrze pachnie czosnkiem, bazylią i świeżo grillowaną rybą.
To najbardziej obfity i celebrowany posiłek dnia – kulminacja włoskiego rytmu życia. Na stole pojawia się antipasto (czyli przystawki: oliwki, sery, wędliny, marynowane warzywa), potem primo piatto – zwykle makaron lub risotto – i secondo piatto, czyli danie główne z mięsa, ryby albo owoców morza. Nie może zabraknąć dolce, deseru i oczywiście kieliszka wina albo digestivo – najczęściej amaro – na zakończenie.
To także pora pizzy. Włoskie pizzerie najczęściej otwierają się dopiero wieczorem – około 19:00 – dlatego trudno znaleźć dobre miejsce z piecem opalanym drewnem w ciągu dnia. Pizza jest potrawą kolacyjną, a sam moment wspólnego jedzenia – pełen rozmów, śmiechu i zapachu pieczonego ciasta – to niemal rytuał.
Dla Włochów kolacja to coś więcej niż posiłek – to czas wspólnoty. Nie je się jej w pośpiechu, z telefonem w dłoni. To chwila, by podsumować dzień, spotkać się z przyjaciółmi, opowiedzieć, co się wydarzyło, po prostu być razem. Gdy w Polsce o tej porze gasną światła w kuchniach, a ludzie myślami są już przy poniedziałku, we włoskich miastach i miasteczkach życie dopiero się rozkręca. Na placach wciąż słychać śmiech, brzęk talerzy i dźwięk kieliszków stukających się przy kolejnych toastach: alla vita!
Jeśli planujesz wakacje we Włoszech, warto wiedzieć, jak funkcjonuje lokalny rytm dnia:
Orario continuato – sklepy, restauracje lub biura działają non-stop, bez popołudniowej przerwy. W dużych miastach to coraz częstsze rozwiązanie, szczególnie w miejscach turystycznych.
Pausa pranzo – tradycyjna przerwa obiadowa, zwykle 13:00–16:00, kiedy wiele małych sklepów i restauracji się zamyka. Turysta musi to uwzględnić planując posiłki w mniejszych miasteczkach.
We Włoszech jedzenie to nie tylko potrzeba – to rytuał, język i sposób bycia.Nieprzypadkowo mają nawet osobne czasowniki na posiłki: pranzare – czyli „obiadować” oraz cenare – „kolacjować”. Z tą samą naturalnością, z jaką my mówimy „smacznego”, oni życzą sobie buon pranzo! albo buona cena! – niezależnie od tego, czy siadają do stołu w domu, w trattorii, czy przy barze z pizzą na kawałki.
Toast często wznoszą z okrzykiem „cin", a druga osoba odpowiada to samo – i to daje nam słynne cin-cin :) Na Sycylii, po stuknięciu się kieliszkami/szklankami, panuje zwyczaj dodatkowego stuknięcia dnem naczynia o stół. I jest to zwyczaj nieco wulgarny, który uznacza, że... „Chi non batte, non sbatte" – który oznacza, najprościej ujmując, że ten, kto nie puknie... nie puknie – sami wiecie ;)
Wbrew pozorom, Włosi nie spędzają w kuchni wielu godzin. Często jedzą poza domem – w barze, trattorii, małej osterii albo po prostu zamawiają pizzę do domu. Nie oznacza to jednak, że nie potrafią gotować. Wręcz przeciwnie – większość z nich mogłaby zostać w Polsce szefem kuchni w dobrej włoskiej restauracji. Znają każdy rodzaj makaronu, wiedzą dokładnie, kiedy makaron jest al dente, a kiedy przegotowany. Kuchnia włoska jest pozornie prosta – bo składników jest niewiele – ale sekret tkwi w jakości i sposobie przygotowania. Nie ma tu przypadków: długość gotowania, temperatura oliwy, moment dodania pietruszki – to wszystko ma znaczenie.
A gdy już szykują posiłek w domu i oczekują gości, to rozpoczynają gotowanie dopiero wówczas, gdy przyjdą. To nie tak, jak my, Polacy, którzy już dzień wcześniej wstawiamy pieczeń czy ciasto i zastawiamy stół jak na wigilię... :)
Co ciekawe, nawet włoskie supermarkety pomagają uprościć życie, nie odbierając jednocześnie jedzeniu jakości. Na specjalnych stoiskach znajdziesz prawie gotowe dania – ale nie takie, które przeszły przez fabrykę. To często świeże, przygotowane na miejscu do obróbki cieplnej potrawy, np. opanierowane kotlety, pulpety, involtini czy kawałki mięsa z przyprawami, gotowe do upieczenia. Obok leżą upieczone już kurczaki, grillowane warzywa, sałatki, papryczki faszerowane, marynowane oliwki czy gotowe zestawy antipasti. Włosi po prostu wiedzą, że życie można sobie ułatwiać – ale nigdy kosztem smaku.
W wielu włoskich restauracjach w rachunku znajdziesz pozycję coperto. To nie napiwek, ale opłata za nakrycie stołu – serwetki, sztućce, czasami chleb. Zazwyczaj wynosi od 1 do 3 euro za osobę. Napiwek (mancia) nie jest obowiązkowy – jeśli chcesz go zostawić, wystarczy drobne zaokrąglenie kwoty rachunku.
Włoski bar to nie kawiarnia, w której spędza się godziny. To miejsce szybkiego rytuału: espresso, kilka łyków, uśmiech i w drogę. Dlatego już przy wejściu często pada pytanie: Al banco o al tavolo? – czyli „przy barze czy przy stoliku?”.
Warto wiedzieć, że kawa przy barze (al banco) jest tańsza, niż ta sama kawa podana do stolika (al tavolo). Ta różnica w cenie jest całkowicie normalna – i wpisana w lokalną kulturę picia kawy. Nigdy jednak nie zapłacisz za kawę dużo. Zazwyczaj między 1 a 2 euro.
We włoskich restauracjach chleb i woda pojawiają się na stole niemal automatycznie. Kelner zapyta jedynie: naturale o frizzante? – czyli „niegazowana czy gazowana?”. To standard, nie uprzejmość.
Poza eleganckimi trattoriami i restauracjami istnieją też bary gastronomiczne, które można by porównać do polskich barów mlecznych. Tam, za 4–6 euro, zjesz prosty, domowy obiad – talerz pasty, duszone warzywa, kawałek ryby.
Włosi mają niezwykły dar łączenia prostoty z doskonałością. Nie komplikują życia – ani w codziennych sprawach, ani w kuchni. Ich jedzenie jest proste, ale dopieszczone. I może właśnie dlatego ich kuchnia stała się jedną z najpopularniejszych na świecie – bo uczy, że jedzenie nie jest obowiązkiem, tylko przyjemnością.
Śniadanie ok. 7:00–9:00, obiad 13:00–14:30, kolacja 20:00–21:30. Między nimi małe przekąski i obowiązkowa kawa!
Trzy główne posiłki – śniadanie, obiad, kolacja – oraz drobne spuntini, merenda i aperitivo.
Od trzech do pięciu, w zależności od regionu i tempa życia.
Na Sycylii jest przerwa, najczęściej w godzinach 13:00–16:00. To czas odpoczynku, relaksu i… krótkiej drzemki po obiedzie. Włosi nie używają jednak określenia „sjesta".
Zazwyczaj tak. W niektórych miastach – szczególnie turystycznych, znajdziesz jednak sporo miejsc, w których ten zwyczaj nie obowiązuje. Jest również rzadki w przypadku sklepów czy knajp nie-włoskich (np. minimarkety prowadzone przez osoby z krajów wschodnich, knajpy z kuchnią azjatycką).
Cornetto z marmoladą lub kremem, cappuccino albo espresso – lekko, słodko i szybko.
Zazwyczaj kolacja jest duża i obfita. Obejmuje kilka dań: antipasto (bruschetta, deska szynek czy serów), pierwsze (zwykle pasta) i drugie danie (rybne lub mięsne).
***
Włosi ciągle mówią o jedzeniu i tak samo dużo mogłabym o tym pisać. Mam nadzieję, że ta garść informacji dała pozwoliła Ci ciut szersze spojrzenie na kulturę jedzenia we Włoszech.
Tu nikt nie je w biegu, nikt nie pije kawy z papierowego kubka w drodze do pracy. Włosi przypominają nam, że jedzenie to coś więcej niż kalorie i więcej, niż zapełnienie kiszek – to sposób, by zatrzymać się na chwilę, spotkać z bliskimi i po prostu... cieszyć się życiem. Ich codzienność kręci się wokół stołu – od porannego cappuccino po wieczorne cin-cin – a w tym prostym rytuale kryje się cała filozofia dolce vita.
Jeśli więc planujesz podróż do Włoch, nie spiesz się. Daj się wciągnąć w ich rytm – usiądź w barze przy espresso, zjedz obiad w małej trattorii, wypij aperolka o zachodzie słońca. Obserwuj, smakuj, rozmawiaj. Bo Włochy najlepiej poznaje się nie przez zabytki, ale przez ich stół.
A jeśli chcesz, żebym zabrała Cię dalej w tę podróż – do świata włoskich smaków, zwyczajów i małych codziennych radości – śledź mojego bloga🍷🇮🇹
A presto!
Natalia
Brakuje Ci jakichś informacji?
A może masz uwagi lub chcesz o coś jeszcze zapytać?
Ten Blog o Sycylii staje się najlepszym przewodnikiem po Sycylii online. Tworzę go dla Ciebie, by Twoje wakacje we Włoszech były niezapomniane! Śledź ten przewodnik i bądź na bieżąco! Przed nami jeszcze wiele wspólnych przygód.
Straniera na Sycylii
Twój wirtualny przewodnik 2.0
po włoskiej wyspie
Straniera.pl
Natalia Młynek
Via Livorno 150,
95021 Aci Castello
kontakt@straniera.pl